wtorek, 17 lipca 2012

Kwiaty na poddaszu (Virginia C. Andrews)

Autorka: Virginia C. Andrews
Tytuł: Kwiaty na poddaszu
Tytuł oryginału: Flowers in the Attic
Seria: Saga o Dollangangerach, tom pierwszy
Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2012
Przekład: Bożena Wiercińska
Liczba stron: 382
Cena: 34,90 PLN

Pierwsze zdanie:
"Nadzieję powinno się malować na żółto, kolorem słońca, które tak rzadko oglądaliśmy".

Nota wydawcy:
"Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy".

Moja recenzja:
     Lubię czytać o prawdziwym życiu. Fantastyka nie jest moim ulubionym gatunkiem chyba dlatego, że skupia się na ukazywaniu rzeczywistości innej niż ta, którą znam, często wykreowanej od podstaw. Lubię też, kiedy wydarzenia przedstawione w książce są prawdopodobne. Dlatego też nie do końca wiem, jak odnieść się do "Kwiatów na poddaszu". W tej powieści autorstwa Virginii Andrews granice przyziemnego życia zostały mocno przesunięte, a kwestie moralności stanęły pod znakiem zapytania. W pewnym momencie po prostu nie można uwierzyć, że coś takiego mogłoby zdarzyć się naprawdę.
     Zacznijmy jednak tam, gdzie zaczynać się powinno - od początku. Rodzina Dollangangerów wydaje się być normalna. Całkiem zamożna, szablonowa familia z czwórką uroczych, zdolnych dzieci. Piękna mama i przystojny, kochający tata. Nikt nie pomyślałby, że mogą oni chować przysłowiowy szkielet w szafie. Jednak wraz z śmiercią ojca sielankowe życie Dollangangerów zmienia się nie do poznania. Matka, Corrine, zostaje bez środków do życia. Wydziedziczona wcześniej przez ojca za małżeństwo z własnym wujem, zmuszona jest uciec się do podstępu, by zapewnić sobie i dzieciom należyty byt. Srogi dziadek nie może dowiedzieć się jednak o istnieniu wnucząt do czasu, gdy znów spojrzy na Corrine łaskawym okiem i zapisze jedynej córce cały swój spadek. 
     Tak też czwórka rodzeństwa zostaje umieszczona w nieużywanej części ogromnego domu i zamknięta w niewielkim pokoju. Jedynym azylem dzieci jest poddasze, gdzie mogą zachowywać się swobodnie. Rzekomo krótkotrwała konieczność zmienia się w permanentny stan i młodzi Dollangangerowie uświadamiają sobie, że ich sytuacja nie ma szans na poprawę. Matka, początkowo zapewniająca o swoich staraniach, z czasem przestaje udawać, że los jej własnych dzieci w ogóle ją obchodzi. Podtrzymując złudzenie drogimi prezentami, sama oddaje się przyjemnościom wystawnego życia, podróżuje i bawi się w najlepsze. A dzieci coraz bardziej podupadają na zdrowiu, złaknione świeżego powietrza i słońca, bite i nadzorowane przed bezduszną babkę, która wszędzie widzi grzech.
     Gdzieś w połowie książki coraz częściej miałam ochotę złapać się za głowę, pomstując na Corrine Dollanganger, próżną, naiwną i egoistyczną do granic możliwości. Nie potrafię uwierzyć, że są na świecie takie matki, które nie dbają o własne dzieci, pozwalając wypalić się tym słabym, nieporadnym istotom, tylko po to, by nie stracić swoich własnych wygód, luksusów, by uniknąć stresu i kompromitacji. Jak daleko może zajść taka ślepota, kompletna znieczulica i bezmyślność - czy może wręcz odwrotnie: zimne wyrachowanie? Ja tego nie rozumiem i chyba nawet nie chcę zrozumieć. Żywię jedynie nadzieję, że postać Corrine nie była wzorowana na żadnej autentycznej osobie. W innym wypadku stracę wiarę w ludzi.
     Poza warstwą fabularną, która z wyjątkiem kilku mało prawdopodobnych fragmentów była zupełnie w porządku, w "Kwiatach na poddaszu" istotna jest także strona techniczna - językowa, stylistyczna. Tutaj, niestety, załamuję ręce. Zastanawiam się, czy ta książka przeszła w ogóle jakąś korektę, redakcję - cokolwiek. Przytłoczyła mnie ilość zdań wykrzyknikowych, sztuczne opisy i dialogi. Virginia Andrews uparcie łączy wyszukany, czasem wręcz encyklopedyczny styl ze słownictwem potocznym. O ile to drugie miało zapewne podkreślić fakt, że narracja prowadzona jest z punktu widzenia młodej, kilkunastoletniej dziewczyny, o tyle dziwne, słownikowe wstawki są dla mnie zupełnie od czapy. 
     Gdyby nie dość poważne niedociągnięcia techniczne, musiałabym przyznać, że "Kwiaty na poddaszu" to naprawdę lektura godna uwagi. Niebanalny pomysł na fabułę, całkiem ciekawe przedstawienie postaci - te elementy sprawiają, że książkę czyta się szybko, z przyjemnością i ma się ochotę sięgnąć po kolejne tomy. Nie można jednak mieć wszystkiego, dlatego - cóż - niedosyt ten znajduje odzwierciedlenie w mojej ocenie.

Ocena: 4/6

9 komentarzy:

  1. Mam ją w planach od dawien dawna, a jednak wciąż się nie zanosi na przeczytanie tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku wydawało mi się, że to pozycja dla mnie, po tym jednak stwierdziłam, że clae tak nie jest, fabuła widać nieco nierzeczywista i naciągnięta do granic możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że "Kwiaty na poddaszu" podobały mi się. Uważam, że są znacznie lepsze niż druga część cyklu, która momentami była wręcz naiwna i nierzeczywista.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie lubię fantastyki :)
    A książkę z chęcią przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam sporo dobrego na temat tej książki, nawet pasuje do moich klimatów, ale...
    No własnie, ale... Coś jakoś mnie odpycha od tej książki.
    Może kiedyś uda mi się to przezwyciężyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wciąż mnie książka nie przekonuje. Za dużo szumu wokół niej i w końcu sama nie wiem czy to dobra, czy zła książka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na książkę mam ochotę już od jakiegoś czasu. Uwielbiam sagi rodzinne i jestem niemal stuprocentowo pewna, że "Kwiaty na poddaszu" przypadną mi do gustu. :) Fantastyki również nie lubię generalnie, ale jeśli występuje w niewielkiej ilości, to ok. :) Przerażają mnie te mankamenty techniczne. Ciekawa jestem kto tu faktycznie zawinił. Autorka, korektor, czy może tłumacz...?

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie byłoby przeczytać tę książkę, ale pewnie nie będzie to możliwe.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...