piątek, 25 maja 2018

Psikus


Kiedy pierwszy raz przeczytałam opis niedawno wydanej w Polsce powieści Domenica Starnone "Psikus", pomyślałam, że może to być całkiem w porządku czytadło, choć nie do końca w moim klimacie - głównym bohaterem bowiem jest Daniele Mallarico, 75-latek, który wraca do miasta swojej młodości, by zająć się wnuczkiem. Potem spojrzałam na okładkę i mój entuzjazm doszczętnie opadł - grafik zdecydowanie się tutaj nie popisał. Dość spontanicznie jednak pewnej soboty zabrałam ze sobą tę właśnie książkę do pociągu i szybko okazało się, że dałam się zwieść i po raz kolejny powinnam sobie powtórzyć "Nie oceniaj książki po okładce". Patrząc na oprawę i opis z tyłu książki, nigdy nie pomyślałabym, że będzie to tak dobra powieść.

 "Psikus" to kolejna powieść autora dość znanych, jak mi się wydaje, w Polsce "Sznurówek", który podobno jest mężem popularnej Elena Ferrante ("Genialna przyjaciółka"). W tej książce pisarz bierze na warsztat sylwetkę artysty w podeszłym wieku, który niechętnie godzi się pomóc swojej córce w opiece nad 4-letnim Mariem, kiedy ta wraz z mężem wybierze się na konferencję naukową w innym mieście. Wyrwany ze znajomej sobie rzeczywistości, schorowany i niepocieszony perspektywą niańćzenia wnuka, mężczyzna przybywa do Neapolu, by na kilka dni ponownie zamieszkać w domu swojego dzieciństwa i młodości. 

Daniele prędko zauważa, że jego córka nie jest szczęśliwa w małżeństwie, jego zięć go drażni, a mały Mario wydaje się być ciągle wychwalany pod słońce, wskutek czego jest dogłębnie przekonany o swoim geniuszu. Artysta czuje jednak obowiązek bycia wszystkim tym, czym ma być "dziadek" - musi zatem również zachwycać się tym, że Mario potrafi obsługiwać telewizor, wie jak użyć kuchenki gazowej, czy gdzie znaleźć w domu apteczkę. Gdzieś w głębi duszy przeszkadza mu jednak pyszałkowatość małego chłopca. Irytacja narasta w miarę tego, jak malec zakłóca spokój Daniele przy pracy - a chodzi o ilustracje do jednego z opowiadań Henry'ego Jamesa. Wydawca nie jest zadowolony z postępów, a co gorsza - nawet Mario wypala, że rysunki dziadka są ciemne i brzydkie.

Zamknięci w mieszkaniu, dorosły mężczyzna i malec próbują odnaleźć nić porozumienia. Wszystko dookoła przypomina jednak Daniele o jego przeszłości - "duchy" zamieszkujące dom i jego okolice podsuwają mu obrazy biednego dzieciństwa, ojca pijaka, ambicji, pierwszej miłości, rozczarowań. Czas spędzony w Neapolu to dla artysty moment zmierzenia się z osiągnięciami swojego życia, a może właściwie ich brakiem czy niedostatkiem. To również moment refleksji na temat więzów krwi, rodziny, a także wszystkich skomplikowanych relacji i mechanizmów nimi rządzących.

Starnone ciekawie zestawił dwie kontrastujące postacie - młodziutki i niezwykle pewien siebie Mario oraz mężczyzna w podeszłym wieku targany wątpliwościami, niską samooceną, dręczony ciągłym poszukiwaniem zapewnienia, że czegoś jest wart, że jakoś przysłużył się temu światu. To również intrygujące zderzenie dziecięcej szczerości, która nieraz rani, i taktu nabytego w drodze życiowego doświadczenia. 

Nie sądziłam, że historia opowiedziana z perspektywy starszej osoby aż tak mnie zaciekawi - a jednak. Była to lektura świeża i intrygująca. Na pochwałę zasługuje też bardzo dobry język powieści (a zatem również praca tłumacza), który dodaje historii lekkości, ale i refleksyjnej nuty tam, gdzie potrzeba. Kawał dobrej prozy.

_____________________
"Psikus" autorstwa Domenico Starnone, 2018. 256 stron.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu WAB:


czwartek, 3 maja 2018

Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?


Pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa pewną siostrę zakonną, której wszyscy się bali. Przed przystąpieniem do pierwszej komuni świętej musieliśmy chodzić do kościoła codziennie na różaniec i próby, w późniejszych latach podpis za obecność na różańcu był podstawą do pozytywnej oceny z religii - tak czy inaczej, powodów do częstego odwiedzania kościoła trochę miałam za młodu. Dzieciaki, jak to dzieciaki, nie skupiały się na odmawianiu kolejnych paciorków w stu procentach - zdarzyło się, że ktoś rzucił głupi żart, ktoś zachichotał, znudzony codzienną wizytą w murach kościoła i powtarzaniem tych samych rytuałów. Najwięcej zamieszania było zawsze w kruchcie, gdzie zbierali się ci, którzy się spóźnili i nie znaleźli już dla siebie miejsca w ławkach. I choć wydawałoby się, że tam będzie najwięcej swobody, to właśnie kruchta była miejscem, gdzie najczęściej postrach siała  siostra M.. Blada i pomarszczona, niewysoka, ale jakby ze stali. Za każdym razem, kiedy patrzę na okładkę reportażu Justyny Kopińskiej "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie", widzę właśnie siostrę M.. Różnica tkwi jednak w tym, że my doświadczyliśmy co najwyżej wiązanki ostrych słów i nienawistnego pociągnięcia za ucho mającego być karą za rozmowy w czasie przeznaczonym na religijną kontemplację, a dzieci wychowujące się pod nadzorem Bernadetty zaznały prawdziwego piekła.

Justyna Kopińska lubi podejmować tematy trudne, niewygodne, kontrowersyjne. Znana jest przede wszystkim ze zbioru druzgoczących reportaży, "Polska odwraca oczy" - historie tam przedstawione są jednak krótkie, niezbyt wnikliwe. Pojawia się tam właśnie wersja demo książki, o której teraz mowa. Mając już za sobą lekturę "Polski (...)", wiedziałam, czego się spodziewać i być może dlatego reportaż "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie" nie wcisnął mnie aż tak w fotel. Dla kogoś, kto jednak nigdy z tą historią nie miał do czynienia, może to być spotkanie traumatyczne.

Kościół z założenia kojarzy się z czymś dobrym, czystym. "Kochaj bliźniego swego" i podobne przykazania towarzyszą przecież duchownym na co dzień. A może nie? W Zabrzu od lat funkcjonuje zakon sióstr boromeuszek, które swoje życie ofiarują sierotom, przygarniając je pod swój dach i wychowując aż do osiągnięcia przez dzieci pełnoletności. Na czele zakonu stoi siostra Bernadetta, wydawałoby się - kobieta spokojna, cierpliwa i uprzejma. Jak na zakonnicę przystało. Przez wiele lat nikomu nie przyszło do głowy, że to jedynie poza, a za murami zakonu dzieją się rzeczy przerastające ludzkie pojęcie.

Dzieci wychowywane przez siostry skarżyły się na warunki panujące w ośrodku, wątpliwe metody wychowawcze oraz chore relacje utrzymujące się pomiędzy dziećmi - mówiły o tym nauczycielom, ale nikt nie reagował. Nikt nie chciał uwierzyć. A nawet jeśli uwierzył, to twierdził, że o osobach duchownych nie można źle mówić, a co dopiero na nie donosić. I tak toczył się cicho dramat. Aż do momentu, kiedy bez śladu zaginął kilkuletni chłopiec. 

W swoim reportażu Kopińska zebrała wiele historii pochodzących zarówno od wychowanków ośrodka, osób powiązanych z postępowaniem sądowym w tej sprawie, jak i samych zakonnic tam mieszkających i pracujących. Czytając "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie", można odnieść wrażenie, że czyta się thriller, w którym siostra Bernadetta obsadzona jest w roli świetnie skonstruowanego czarnego charakteru. Problem w tym, że to nie fikcja literacka, a fakty; wydarzenia, które rzeczywiście miały miejsce - i to nie, jak mogłoby się wydawać, sto czy dwieście lat wstecz - zaledwie kilkanaście lat temu. 

Tradycyjnie już Kopińska obnaża w swoim tekście nie tylko niezrozumiałą ludzką znieczulicę, problemy natury psychicznej, ale również duże niedopatrzenia w działaniach systemu karnego. Dziennikarka pokazuje również, że nic na tym świecie nie  jest czarne albo białe, i że utarte schematy myślenia często mogą zaprowadzić nas w ślepy zaułek.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...