środa, 26 lipca 2017

Ślepnąc od świateł



Długo zastanawiałam się, co tak naprawdę myślę o "Ślepnąc od świateł". Skrajności. Ale koniec końców, minęło sporo czasu, odkąd skończyłam lekturę, a nadal trochę o niej myślę i kiedy tak się zastanawiam, dochodzę do wniosku, że nie obraziłabym się za kontynuację.

Jakub Żulczyk na naszym polskim padole urósł niedawno do rangi autora wyjątkowo popularnego. I jak to zwykle z tymi najbardziej popularnymi bywa, ludzie albo go uwielbiają, albo uważają za kompletnie przereklamowanego. Żulczykowska proza nie jest prozą dla "dziewczynek", nie jest ładna, ani urocza, choć jednak bywa ciut poetycka (przez co też Żulczyk doczekał się fanpage'a mianującego go polskim Paulo Coelho). Autor nie stroni od dosadnych zwrotów, lubi stosować wulgaryzmy, pisze odważne sceny seksu. 

Wszystko to jednak ma odpowiednie uzasadnienie. "Ślepnąc od świateł" to historia opowiedziana oczami Jacka, handlarza narkotyków, który na całkiem dostatnie życie zarabia każdej nocy, dostarczając "towar" do swoich warszawskich klientów, w większości sław i celebrytów. Żadna praca nie hańbi? Jacek tak uważa. I jak na handlarza kokainy przystało, Jacek jest twardym facetem - a przynajmniej na takiego aspiruje. Nie angażuje się w związki, nie opowiada co u niego swojej rodzinie, nie ma dużego grona przyjaciół. To taki "typowy samiec", niby bez uczuć, skupiony na sobie, niedelikatny. Może przerażać swoją znieczulicą, choć chwilami przejawia jakieś cechy, które ten samczy wizerunek podważają - studiował sztukę, lubi muzykę klasyczną, a od wielkiego dzwonu coś albo ktoś sprawi, że jednak serce mu zabije.

Stosując narrację pierwszoosbową, Żulczyk pozwala nam zobaczyć ten świat z perspektywy głównego bohatera. Umożliwia nam wniknięcie nawet do snów Jacka, które - choć surrealistyczne - dają niezły pogląd na psychikę, lęki i pragnienia tej postaci. Choć jednak najbardziej związać możemy się właśnie z Jackiem, pozostali bohaterowie są także przyzwoicie rozwinięci. 

W jednym z wywiadów autor powiedział, że w tej powieści "wszystkim bohaterom dostaje się po równo". Prawda to, ponieważ choć Żulczyk zdaje się większość postaci szufladkować, to nie znajdziemy w "Ślepnąc od świateł" grupy, która ucieknie przed krytyką. Coś, co wielu może się - moim zdaniem - nie spodobać, to sposób, w jaki ukazane są tutaj kobiety. Prawie każda z nich to "dziwka" czy "kurwa", która chce jedynie pieniędzy i sławy, i która w dążeniu do celu jest bezwględna, przebiegła i wyrachowana. Taką etykietką nie zostaje oznaczona jedynie Pazina. Ta bohaterka jest wyjątkowa również dlatego, że jako jedyna koniec końców pozostaje przyjaciółką Jacka. Czyżby jednak Żulczyk - albo Jacek, jeśli postanowimy oddzielić narratora od autora - maiał trochę wiary w kobiety?

Bo z wiarą w mężczyzn w tej książce to już zupełnie ciężko. Jak nie gej, to przestępca. Żulczyk karty swojej słynnej powieści zapełnia różnymi facetami: są tutaj przygłupie mięśniaki, są i bezwględni "szefowie", którzy pod fasadą uśmiechu zapraszają cię na herbatkę tylko po to, żeby zamknąć cię w piwnicy i z lubością potorturować. Jakby tego było mało, jest tu i żulczykowski "Wojewódzki", czyli celebryta, gospodarz programu telewizyjnego, który słowo "sukces" układa ze ścieżek kokainy.

"Ślepnąc od świateł" nie jest książką optymistyczną, bynajmniej. Dla mnie była to taka lektura, po której zwątpiłam w ludzi i zapragnęłam przeczytać sobie powiastkę dla młodzieży pióra Zafóna. Nie znaczy to jednak, że jest to książka zła. Odnoszę wrażenie, że Żulczyk trochę za daleko zatopił się w beznadziei i odmalował Warszawę jako olbrzymiego, czarnego pająka, który przywłaszcza sobie każdego, kogo napotka i rozmnaża się, produkując kolejne, mniejsze pająki żywiące się koką i polujące na pieniądze; pajączki, które za jedyną rozrywkę mają beztroską kopulację. Może i po części tak ten dzisiejszy świat wygląda, ale w takim świecie to nie chce się żyć. Traktuję więc "Ślepnąc od świateł" jako historię ukazującą życie jednej, konkretnej grupy społecznej; nie jako powieść uniwersalną, a wycinkową, bardzo aktualną, zanurzoną w kulturze blogerów i Instagrama. Czytało się dobrze, szybko - wciągało. I pomimo tych dylematów, co do końca o Żulczyku sądzę, na półce mam już kolejną jego książkę, co - muszę przyznać - przeważa jednak szalę na plus.

4 komentarze:

  1. Może jesienią przeczytam,wówczas lubię tego typu książki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, ta książka w jesienny czy nawet zimowy klimat powinna się wpisać idealnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele dobrego słyszałam o książce i samym autorze, mam jego książki na liście książek do przeczytania :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...