środa, 17 lipca 2013

Księżniczka z lodu (Camilla Lackberg)

"Księżniczka z lodu" ("Isprinsessan") autorstwa Camilli Lackberg
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2009
424 strony

"Gdy w spokojnym miasteczku Fjallbacka na zachodnim wybrzeżu Szwecji zostaje znaleziona martwa Alexandra Wijkner, wszystko wskazuje na to, że popełniła samobójstwo. Matka kobiety ma jednak wątpliwości i prosi przyjaciółkę córki z dzieciństwa, pisarkę Erikę Falck, żeby przyjrzała się tej tragedii. (...)"


   W czasie, kiedy skandynawskie kryminały były najbardziej modne, ja zapoznałam się tylko z jednym przedstawicielem "gatunku": Stiegiem Larssonem i jego trylogią "Millennium" (chociaż tak właściwie to ostatnia część serii nadal jest przede mną). Szał na Camillę Lackberg ominęłam szerokim łukiem. Aż tu pewnego dnia w bibliotece natknęłam się na kompletny zbiór książek tej szwedzkiej pisarki i pomyślałam sobie, że w gruncie rzeczy to może być coś dla mnie.

   Choć seria autorstwa Camilli Lackberg określana jest jako najlepsza zaraz po "Millennium", wydaje mi się, że i tak opowieść o zbrodniach w Fjallbace zostaje lata świetlne za ciekawie skonstruowanymi powieściami kryminalnymi Larssona, gdzie bohaterowie zapadają w pamięć, a kolejne rozdziały po prostu się połyka. Coś, co łączy jednak tych dwóch autorów, to niewątpliwie tendencja do obsadzania akcji w zimnych, małych miasteczkach, zamieszkiwanych zarówno przez zamożne rodziny, które mają kilka trupów w szafie, jak i przez niższą warstwę społeczną, ludzi, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Gdzieś na drugim planie pojawiają się też istotne problemy, z przemocą domową na czele. Zdaje się, że to chyba typowe tło społeczne dzisiejszej Szwecji. 

   "Księżniczka z lodu" to połączenie powieści kryminalnej i obyczajowej. Autorka poświęca dużo uwagi zarysowaniu historii rodzinnych bohaterów, podziałom społecznym, codziennym zwyczajom, a nawet charakterystycznej dla Fjallbacki architekturze. Te opisy z dużym powodzeniem opóźniają rozwój - nazwijmy to - akcji właściwej, czyli dochodzenia w sprawie morderstwa córki państwa Calgrenów, Alexandry Wijkner, pięknej i młodej jeszcze kobiety, która stanowiła swoistą legendę małego miasteczka, a poza tym była najbliższą przyjaciółką z dzieciństwa Eriki, która razem z Patrikiem Hedstromem, miejscowym policjantem, tworzą parę głównych bohaterów.

   Sama fabuła jest całkiem niezła, skonstruowana przyzwoicie. Początkowe wydarzenia i poszlaki wreszcie zgrabnie łączą się z nowymi odkryciami w śledztwie, prowadząc ostatecznie do rozwiązania zagadki. Niestety jednak, jako że zbyt kolorowo być nie może, niejednokrotnie odniosłam wrażenie, że Camilla Lackberg od czasu do czasu daje się ponieść fantazji i wplata do swojej książki wydarzenia wyjątkowo mało realistyczne, a jeśli nie mało realistyczne, to z całą pewnością głupkowate. Sztandarowym przykładem tego zgrzytu jest scena, w której Erika nad wyraz entuzjastycznie i jak gdyby nigdy nic opowiada przyjacielowi, Danowi, o swojej wizycie w domu Alexandry i myszkowaniu w szufladach zmarłej, w momencie, kiedy absolutnie nikt nieuprawniony do przeszukania nie powinien znajdować się w posiadłości Calgrenów. Rozumiem, że można mieć do swoich przyjaciół bezgraniczne zaufanie, ale nie oznacza to od razu, że o wściubianiu nosa w poważne śledztwo zwykły cywil powinien rozpowiadać z uśmiechem na ustach. Śmierdząca sprawa.

   A sami bohaterowie? Widać, że Lackberg postarała się, żeby na tych czterystu stronach porządnie zapoznać czytelnika z sylwetkami zarówno głównych, jak i bardziej pobocznych bohaterów. Właściwie o każdym z nich można coś powiedzieć. Mamy Andersa, upadłego artystę alkoholika, panią Nelly Lorentz, coś w guście lokalnej celebrytki na emeryturze, a także przerysowanego komisarza Mellberga, który jest tak niekompetentny, że aż wierzyć się nie chce, że ktokolwiek o zdrowych zmysłach mógłby powierzyć mu zwierzchnictwo nad pracą policji (zakładam, że miała to być postać zabawna, ewentualnie trochę groteskowa, wyszło jednak piekielnie irytująco). Patrik Hedstrom to mężczyzna cud, miód i orzeszki, marzenie każdej kobiety, która myśli o mężu i dzieciach, a Erika Falck to odrobinę zbyt ciekawska i trochę rozczarowana życiem trzydziestokilkuletnia autorka biografii słynnych pisarek, która od czasu do czasu działała mi na nerwy, ale nie do tego stopnia, bym zapałała do niej jakąkolwiek niechęcią.

   Choć "Księżniczka z lodu" nie jest powieścią wolną od wad, to byłabym niesprawiedliwa twierdząc, że była to książka mierna. Naprawdę da się ją czytać, choć nie do końca uważam ją za udany kryminał. Zabrakło mi trochę napięcia i zrównoważenia w kreowaniu bohaterów - część postaci została przedstawiona jak trzeba, niczym ludzie z krwi i kości, inne natomiast są jak wyjęte żywcem z kiepskiego serialu komediowego. Staram się jednak nie zapominać, że jest to pierwsza powieść Camilli Lackberg i bądź co bądź, jak na debiut jest całkiem udana, dlatego też w najbliższym czasie dam tej serii kolejną szansę. Dla miłośników skandynawskich kryminałów będzie to zapewne bardzo dobra lektura, innym nie polecam szczególnie gorąco, ale też nie odradzam.

Ocena: 4

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam kryminały, zwłaszcza Larssona. Do jego trylogii mogę wracać i wracać. Za Lackberg chciałam się zabrać, jednak teraz mam wątpliwości. Jak nadarzy się okazja w bibliotece to skorzystam.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uwielbiam Lackberg! Jej książki mają nisamowity klimat i za to je tak lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała autorka, książka też jest niezła ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książki tej autorki jeszcze przede mną, ale widzę, że muszę je jak najszybciej przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Autorka ta kojarzy mi się z bardzo dobrymi książkami. Sama jeszcze nie miałam okazji tego sprawdzić, ale brzmi ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...