Autor: Mikkel Birkegaard
Tytuł: Biblioteka cieni
Tytuł oryginału: Libri di Luca
Wydawnictwo: Świat Książki
Przekład: Bogusława Sochańska
Liczba stron: 430
Pierwsze zdanie:
"Pragnienie Luki Campellego, by umrzeć w otoczeniu ukochanych książek, spełniło się w pewien późny październikowy wieczór."
Nota wydawcy:
"Po dziwnej śmierci ojca młody adwokat Jon dostaje w spadku stylowy antykwariat Libri di Luca w Kopenhadze. Magiczne miejsce, pełne starych ksiąg, okazuje się siedzibą sekretnego Stowarzyszenia Lektorów: ludzi umiejących wpływać na innych poprzez... czytanie! Część z nich - ponura frakcja Cieni - chce dzięki temu zdobyć władzę nad światem. W tym celu zamierzają posłużyć się Jonem, nieświadomym swoich niezwykłych umiejętności Lektora."
Moja recenzja:
Zauważyłam, że niemal za każdym razem, gdy ulegam pokusie na widok klimatycznej, tajemniczej okładki i wypożyczam kolejną książkę z chwytliwym opisem od wydawcy, spotykam się z bolesnym rozczarowaniem. "Biblioteka cieni" ma klimatyczną okładkę i chwytliwy opis. A czy coś poza tym? Hmmm, dobre pytanie.
Historia wydawałaby się całkiem ciekawa - Jon, zdolny adwokat, prowadzi życie szczęśliwego kawalera, robi karierę w prawniczym świecie. Słowem, wszystko układa się idealnie, z wyjątkiem relacji rodzinnych. Matka zginęła w wypadku, kiedy Jon był nastolatkiem, a niedługo potem ojciec pozbył się kłopotu pod postacią syna, który całą swoją osobą przypominał Campellemu seniorowi o swojej zmarłej żonie. Jednak któregoś dnia Jon niespodziewanie dowiaduje się o śmierci ojca. W spadku młody mężczyzna odziedzicza antykwariat Libri di Luca, a wraz z nim niemały kłopot.
Libri di Luca kryje w sobie nie tylko stare tomy - Jon bowiem dowiaduje się, że jego ojciec nie umarł śmiercią naturalną, a w samym antykwariacie mają miejsce spotkania Lektorów, czyli osób obdarzonych niecodzienną zdolnością do przekazywania lub odbierania uczuć kryjących się na kartach książek. Sam Jon także jest nosicielem tego daru. Nie jest jednak przeciętnym Lektorem. Jego zdolności są większe, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać.
Niedługo później w antykwariacie zaczynają dziać się dziwne rzeczy - ktoś podpala lokal, a jeden z klientów Jona nalega na kupno Libri di Luca. Aż wreszcie Jon i jego nowi przyjaciele trafiają na trop Organizacji Cieni, czyli stowarzyszenia Lektorów, których celem jest zwiększenie swoich zdolności do wpływania na innych poprzez czytanie, a w rezultacie objęcie władzy nad światem. Sam Jon staje się najważniejszym pionkiem w walce dobrych i złych.
Pomysł na książkę, jak widać, nie był najgorszy. Niestety, cała reszta zawiodła. I to sromotnie. Nie wiem już, czyja to wina - autora czy tłumaczki, ale "Bibliotekę cieni" czyta się opornie. Język szwankuje na każdej stronie. Roi się od niezgrabnych zdań, dialogi są często sztuczne, nie brakuje też literówek. A im dalej w las, tym gorsza jest także fabuła - przewidywalna i mdła, na siłę stylizowana na wciągający thriller a la Dan Brown. Bardzo przeciętnie.
Mam już trochę dość takich czytadełek. "Biblioteka cieni" nie wniosła niczego szczególnie ciekawego do świata literatury (nawet tej typowo popularnej, z założenia przecież lekkiej i raczej niewymagającej). Nie polecam, jest mnóstwo innych książek, które bardziej zasługują na poświęcenie im swojego czasu.
Ocena: 3-/6
***
Wydaje mi się, że wypadałoby napisać kilka słów wyjaśnienia, skoro przez półtora miesiąca nie pojawiła się tu ani jedna recenzja. Żabki moje kochane, poznańska filologia angielska w pełni zasługuje na swoją sławę jednego z najbardziej miażdżących kierunków Uniwersytetu Adama Mickiewicza. ;) Wraz z rozpoczęciem studiów musiałam pogodzić się z myślą, że na książki inne niż te czysto akademickie nie będę miała wiele czasu. Jest w sumie chyba jeszcze gorzej, niż się spodziewałam, ale nie zamierzam narzekać. W końcu robię to, co zawsze chciałam w życiu robić. Niemniej, przepraszam za tę pustkę na blogu i mam mimo wszystko nadzieję, że chociaż od czasu do czasu uda mi się skrobnąć tutaj kilka słów, a przede wszystkim: że znajdę choć kilka godzin w tygodniu, by zagłębić się w lekturze jakiejś sympatycznej, odprężającej powieści. Całusy!
Po opisie książka mnie zainteresowała, ale dobrze, że przeczytałam tą recenzję. Po "Bibliotekę cieni" raczej nie sięgnę. Zainteresowało mnie jeszcze porównanie do Browna...Lubię tego autora;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę w tamtym roku i pamiętam, że miałam podobne odczucia do Twoich. Skusiła mnie okładka i tytuł, ale treść lekko rozczarowała. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZapowiadało się ciekawie; lubię tego typu książki, jednak chyba ją sobie odpuszczę - szkoda, że pomysł zmarnowany.
OdpowiedzUsuńOj jaka szkoda, bo miałam wielkie nadzieje co do tej książki po takim fajnym pierwszym zdaniu.
OdpowiedzUsuńPowodzenia na studiach! Będę trzymać za ciebie kciuki :) ja już niestety mam tę przyjemność za sobą... :)
A mnie już sam opis nie przyciągnął jakoś. Tylko szkoda, że Ty się rozczarowałaś.
OdpowiedzUsuńPo opisie książka mnie niewątpliwie zaintrygowała, a po Twojej recenzji zrobiło mi się trochę szkoda, bo miałam wielkie nadzieje na dobre czytadło o książkach ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobało nazwanie Nas Żabkami ;P Uniwersytet Mickiewicza? Czyżby Poznań? Osobiście mam jeszcze dwa lata (już niecałe) do wyboru uczelni, ale po opiniach znajomych sądzę że UAM w Poznaniu to na prawdę dobry wybór! Sama zastanawiam się nad studiowaniem właśnie tam ;)
Tak, Poznań :)
UsuńPracy od groma, ale chyba jednak warto trochę się przemęczyć dla takiej uczelni. Myślę, że UAM faktycznie jest godny polecenia. :)
Faktycznie, też często zdarza mi się kupić książkę z ciekawą okładką i opisem, która potem okazuje się bardzo przeciętna. Tej raczej nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSamej przytrafiło mi się takie coś kilka razy. Okładka fajna, opis ciekawy, a książka to totalne dno, mimo, że wszystko byłoby na pewno lepsze, gdyby zostało lepiej napisane... Ale głowa do góry. Wkrótce będzie lepiej i z książkami i z nauką :D
OdpowiedzUsuń