niedziela, 13 listopada 2016

Zakupy!
























Lubię zakupy. Nie stresują mnie wyprawy w poszukiwaniu nowych ubrań, a wypady do supermarketu po jedzenie są dla mnie dużą frajdą. Nie sposób jednak porównać "zwykłych" zakupów do polowania na książki. Nic chyba nie wzbudza we mnie tylu emocji, jak widok papierowych piękności czekających na to, żebym je wybrała i zaniosła ze sobą do domu. ;)

Od jakiegoś czasu moje podejście do kupowania książek trochę się jednak zmieniło. Kiedy byłam młodsza, najbardziej lubiłam kupować swieżutkie, nietknięte egzemplarze z księgarni. Każdy tom uważnie oglądałam, żeby się upewnić czy przypadkiem nie ma jakichś zagnieceń czy innych niedoskonałości, i naturalną zasadą było dla mnie to, że nikt inny przede mną tej książki przeczytać nie może. Pamiętam irytację mojej mamy, kiedy psioczyłam, że ona chce przeczytać jakąś z moich książek jako pierwsza. "A co, litery ci wyczytam?", dziwiła się. A ja obstawiałam przy swoim i denerwowałam się na myśl, że ktoś może wymacać moją książkę, zanim ja to zrobię. Dziś moje nastawienie do książek jest inne. Oczywiście, że nadal uwielbiam nowiutkie tomy, pachnące tuszem i świeżym papierem. Coraz bardziej jednak doceniam urok kupowania książek z drugiej ręki.

Czemu nie przygarnąć książki, której nikt już nie chce? Zalet jest cała masa. Za używany egzemplarz zapłacimy zwykle połowę (albo nawet mniej, moja najtańsza zdobycz kosztowała 9,50 plus koszt wysyłki) oryginalnej ceny, a poza tym damy książce drugi dom i ocalimy być może parę drzew. Poza tym, każda z takich książek ma w sobie jakąś dodatkową historię. Często w środku znajdziemy paragon (ostatnio natknęłam się na paragon z księgarnio-kawiarni w Glasgow), kawałek karteczki, zakładkę, podpis poprzedniego właściciela. Dla mnie ma to w sobie sporo magii. 

Przyznam, że takie podejście przydaje się jeszcze bardziej, kiedy chce się inwestować w książki zagraniczne. Nie jest tajemnicą, że książki obcojęzyczne, szczególnie te po angielsku, są bardzo łatwo dostępne w Polsce, ale niestety trzeba za nie niemało zapłacić. Często płaciłam za jeden tom 80 złotych, albo i więcej. Idealnym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest więc wybieranie książek używanych. Ja takie polowania na okazje ostatnio bardzo lubię i dzięki temu moją kolekcję wzbogaciło kilka ciekawych tytułów.

Poniżej możecie zobaczyć, co konkretnie zasiliło szeregi zamieszkujące mój regał z książkami:


Zdobywcy nagrody Bookera razy dwa! Wstyd, że tak mało znam współczesnych geniuszy. Czas to nadrobić. :)

Dwie wyjątkowe panie - Sylvia Plath i Jeanette Winterson. Wiersze Plath trafiają do mnie w stu procentach, dlatego też od dawna już chciałam przeczytać jej słynny "The Bell Jar" ("Szklany klosz"). Nareszcie będę miała ku temu okazję. Winterson natomiast jest jednym z moich ostatnich objawień. Jeśli jeszcze nie znacie tej autorki, nadrabiajcie czym prędzej. Pisze pięknie i mądrze.

Kureishi jest najbardziej chyba znany z "Buddy z przedmieścia", ale na moim kursie literatury będziemy omawiać "The Black Album". To będzie moje pierwsze spotkanie z tym autorem, podobnie jak w przypadku Patricka McCabe, irlandzkiego pisarza, który w "Breakfast on Pluto" porusza temat transpłciowości.


Nie sądzę, żebym musiała przedstawiać komuś Gillian Flynn, która stała się bardzo popularna za sprawą "Zaginionej dziewczyny" ("Gone Girl"). Nie oglądałam, nie czytałam, ale nasłuchałam się tyle dobrego, że też chcę wiedzieć, o co chodzi! Donna Tartt to już legenda i bardzo długo polowałam na jej "Małego przyjaciela". Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

A Wy? Kupujecie używane książki? Jeśli tak, co ostatnio udało Wam się przygarnąć do swojej kolekcji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...