niedziela, 24 maja 2015

Preparator (Hubert Klimko-Dobrzaniecki)




"Przebieracz i obmacywacz trupów, zimny doktor, preparator, czyli ten, kto przygotowuje zwłoki przed pochówkiem. Praca, którą para się główny bohater powieści, otrzymała różne eufemistyczne nazwy, bo stanowi tabu.
Ktoś musi ją wykonywać, ale ludzie nie chcą o tym na co dzień pamiętać, brzydzą się. Tytułowy preparator dobrze wie, że jest naznaczony społecznym piętnem - i coraz bardziej popada w osamotnienie."





Mogę wiele powiedzieć o książkach z wątkiem kryminalnym, przeczytałam ich sporo. Zawsze powtarzam, że od tego gatunku oczekuję czegoś, co naprawdę jeszcze zdoła mnie zszokować. Wbić w ścianę. Dać mi to poczucie, które nie pozwala otworzyć kolejnej książki, zanim dokładnie nie przetrawi się tej poprzedniej. Sam opis nowej powieści Huberta Klimko-Dobrzanieckiego brzmiał jak zapowiedź książki, której szukałam. Preparator - ktoś, kto każdego dnia ma do czynienia ze śmiercią. Człowiek boi się śmierci i wszystkiego, co z nią związane. O zakładzie pogrzebowym nikt nie pomyśli jak o przyjemnym miejscu. Nikt nie chciałby chyba spędzać całych godzin sam na sam ze zwłokami, nie wspominając o dotykaniu ich i przygotowywaniu do "ostatniej podróży". Główny bohater jednak - jak zapowiadał opis wydawnictwa - nie ma z tym najmniejszego problemu, to po prostu jego praca. Brzmi ciekawie? Dla mnie tak. Zapowiedź zainteresowała mnie na tyle. że chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o "Preparatorze", zanim jeszcze otrzymałam przesyłkę z książką. Pierwsze wyniki znalezione w internecie dały mi nadzieję na jeszcze więcej - zamazane granice moralności, podwójne morderstwo, kazirodztwo, nekrofilia. Czy można chcieć czegoś więcej, jeśli w jednej książce zawarta jest TAKA mieszanka?

Opis opisem, reklama reklamą. Ile w tym prawdy? Okazało się, że sporo. Kiedy zaczęłam czytać "Preparatora", po raz pierwszy od długiego czasu wróciło do mnie to uczucie, które uwielbia każdy mol książkowy - słowo za słowem, zdanie za zdaniem, strona za stroną, szybko, teraz, już, chciałam wiedzieć więcej i więcej i wcale nie miałam ochoty przestać. Takie książki są uzależniające. Otwierasz, kończysz pierwszą stronę i zaledwie chwilę później (zdawałoby się), masz za sobą jedną trzecią historii i z jednej strony czym prędzej chcesz dotrzeć do końca, dowiedzieć się, co będzie potem, jakie jest zwieńczenie całej historii, ale z drugiej - za nic w świecie nie chcesz, żeby ta książka się skończyła. 

Muszę jednak przyznać, że spodziewałam się po tej powieści czegoś trochę innego. Przed rozpoczęciem lektury wydawało mi się, że mam przed sobą kryminał. Niezwykle interesujący, bo częściowo oparty na faktach (A co jest ciekawszego niż świetnie skonstruowana zbrodnia? Tylko ta świetnie skonstruowana zbrodnia, która wydarzyła się naprawdę.), poruszający kilka tematów, które do dziś są uważane za tabu. Myślałam więc, że dostanę krwawą historię, dokładny opis bestialstwa, pewnie nieźle przedstawione śledztwo, coś w tym rodzaju. Nie spodziewałam się zupełnie, że książka ta to swojego rodzaju wywiad. Całą historię opowiada główny bohater. Nie poznajemy jego imienia, możemy jednak dowiedzieć się niemal wszystkiego o tym, co działo się w jego sercu i głowie. Tytułowy preparator opowiada całą swoją przeszłość - dzieciństwo, osadzone w czasach PRL-owskiej Polski, wspomnienia zimnej i wiecznie niezadowolonej z niego matki, odległego ojca, który paradoksalnie jako jedyny był mu w tej rodzinie bliski, siostry, która była oczkiem w głowie mamy, dumą, przykładną córką. Dorastanie, początki dorosłości, wreszcie samą dorosłość. Każdy etap życia głównego bohatera odcisnął na nim piętno. 

Klimko-Dobrzaniecki pokazuje nam preparatora dokładnie i bez ogródek. Dowiadujemy się o jego pierwszej miłości, która zraniła go tak, że wspomnienie o niej nigdy go nie opuściło, o problemach w szkole, rozczarowaniach na polu zawodowym, o śmierci, która zawsze go otaczała, której na początku się bał, a do której z czasem się przyzwyczaił. Znamy każdą traumę bohatera. Do nas jednak należy wydanie oceny - autor nie podpowiada nam rozwiązań, ani dobrych odpowiedzi. Kiedy preparator opowiada o rzeczach, które zrobił, i które z moralnego punktu widzenia zasługują na nic innego jak potępienie, musimy zadać sobie pytanie: czy można go w jakikolwiek sposób usprawiedliwić? Czy człowiek ten jest przesiąknięty złem, wyzbył się hamulców, nie ma żadnych granic? Jak bardzo został jednak ukształtowany przez ludzi, którzy byli dookoła niego?

Chciałam i szukałam takiej książki. Mądrej. Bezpośredniej, surowej, brutalnej chwilami, ale i momentami pięknej. Chciałam portretu człowieka, w którym walczą ze sobą sprzeczności. Miłość pierwsza i najsilniejsza, kolejna miłość - oparta na fizyczności, przyziemna. Miłość kontrowersyjna, taka, jaka nigdy nie powinna mieć miejsca, taka, którą ludzie się brzydzą. Miłość do ojca, przeplatana niezrozumieniem, milczeniem, czasem rozczarowaniem. Ale prawdziwa. Taka, której nic nie może zmienić. Bo w tej książce, w której tyle mówi się o śmierci, tak dużo mówi się też o miłości. 

Bez względu na to, czego oczekiwałam od "Preparatora", dostałam coś innego, dostałam o wiele więcej. Wbiło mnie w ścianę. Odczekam jeszcze trochę, zanim otworzę kolejną książkę i będę w stanie skupić się tylko na niej. Musiałam odczekać nawet kilka dni, zanim byłam w stanie zebrać myśli i napisać coś sensownego o książce, na którą naprawdę długo czekałam. Dla mnie "Preparator" ma już zaklepane miejsce na półce z pozycjami wyjątkowymi, które chciałabym wcisnąć do przeczytania każdemu, i które, mam nadzieję, przeczytam jeszcze nie raz, na innym etapie swojego życia, żeby zobaczyć, jak mało wcześniej byłam zdolna zrozumieć.


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Od Deski Do Deski:


1 komentarz:

  1. Nie, to raczej książka nie dla mnie, ale fajnie, że Tobie się podobała :)
    http://pizama-w-koty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...