Kwestia celibatu w kościele katolickim to zagadnienie kontrowersyjne - przez jedynych uważany za przeżytek, dla innych stanowi nieodrywalną część świata duchownych. Co myślą o nim sami księża? Co dzieje się za drzwiami seminariów i plebanii? Co z żonami i dziećmi duchownych, których pomimo ślubów czystości regularnie przybywa? W kolekcji reportaży Marcina Wójcika sacrum co chwila zostaje zdeptane przez profanum.
Kiedy już przeczytałam kilka pierwszych stron, nie mogłam tej książki odłożyć. Pochłonęłam ją ekspresowo, a z każdym kolejnym zdaniem miałam coraz mniej wiary w kościół. Wójcik opisuje historie całego mnóstwa duchownych, dla których celibat okazał się misją niewykonalną, którym nie udało się oszukać swojej seksualności i wytrwać w czystości. To opowieści szokujące, często powodujące niesmak i załamywanie rąk. Bo po co, po co ten celibat, skoro i tak prawie nikt go nie przestrzega? Kiedy tylko opada magiczna mgiełka poczucia kapłańskiego powołania, odzywa się ludzka natura i mury seminarium z miejsca kontemplacji, samodoskonalenia i rozmów z Bogiem, stają się przestrzenią uciech dla ciała. A kiedy życie na plebanii zaczyna przytłaczać księdza rutyną, poczuciem osamotnienia, jest przecież cały świat stojący otworem - tylko czeka, by skorzystać z jednej z wielu opcji na noc pełną wrażeń. Może nawet cały weekend pełen wrażeń. Przecież nikt się nie dowie. A nawet jeśli się dowie, zawsze można przenieść się do innej parafii.
Czytając kolejne historie, coraz bardziej odnosiłam wrażenie, że ta ksiązka mówi nie tyle o problemie słabości księży, ale i o słabości ludzi w ogóle. Tak jak wiarę w kościoł straciłam już dawno, tak teraz poczułam dodatkowo, że tracę także wiarę w ludzi. Bo w opowieściach Wójcika widzimy nie tylko mężczyzn, którym nie udało się oszukać swoich ludzkich odruchów i potrzeb, ale i całą masę zezwierzęconcych hipokrytów (a tych przecież nie brakuje w żadnym środowisku), którzy dbają o nic więcej, jak własny interes, gromadzenie dóbr, libertyńskie rozrywki.
Światem rządzi pieniądz i seks. To nie ulega wątpliwości. Niemniej, Wójcik uwzględnił w swoim reportażu także zwierzenia kilku osób, dla których celibat ma sens, i którzy starają się go przestrzegać, ale to zaledwie kropla w oceanie okropności, które zalewają kartki tej książki. Innym zagadnieniem są tacy duchowni, którzy zrezygnowali z pełnienia posługi kapłańskiej, żeby założyć rodzinę - bo się zakochali, bo potrzebowali bliskości, miłości. Tych poważam, bo mieli odwagi na tyle, by przyznać się do swojego niepowodzenia i nie tkwić w podwójnym życiu, skazując się na społeczny ostracyzm, ale i zyskując inną wartość, jaką jest rodzina.
Wójcik w "Celibacie" zestawia ze sobą niejednokrotnie skrajne punkty widzenia, różnorodne historie. Nie daje jasnej odpowiedzi na pytanie, co z tym celibatem począć. Bo z jednej strony istnieje wiele krajów, w których problem popędu seksualnego księży jest niwelowany poprzez zniesienie celibatu na rzecz założenia rodziny, a z drugiej dla kościoła taka zmiana oznacza całą masę problemów z dziedziczeniem, a ponadto każe się zastanowić, czy mając rodzinę i obowiązki, jakie jej posiadanie zakłada, ksiądz będzie w stanie równie dobrze pełnić swoją funkcję pasterza.
Myślę, że warto tę książkę przeczytać i zastanowić się nad problemem, który porusza - o rozwiązanie nie będzie łatwo, ale przynajmniej będzie się bogatszym o szersze spojrzenie na kwestię celibatu.
"Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu", Marcin Wójcik. (2017)
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora:
Mocny, kontrowersyjny temat. Myślę, że przeczytam, ponieważ ta książka przewija mi się na instagramie czy innych blogach już dłuższy czas :)
OdpowiedzUsuńTo przykład takiej książki, która nie jest przereklamowana. Warto! :)
OdpowiedzUsuńKsiążka rzeczywiście porusza trudny i kontrowersyjny temat i z tego względu z pewnością jest warta przeczytania. Za to nie rozumiem tego „niesmaku”, który napisałaś, że pojawia się w chwili odkrycia, że seksualność mężczyzny często wygrywa z wygórowanymi ideami. Może łatwo jest myśleć, że jesteśmy nadludźmi i ksiądz, który decyduje się na celibat, nie ma problemu z jego przestrzeganiem. Jednak pamietajmy, że wszyscy jesteśmy ludzmi i mamy swoje słabości, nie traktujmy księży jak roboty, które bezwzględnie muszą się podporządkowywać zasadom. A czy my przestrzegamy wszystkich zasad? Nigdy nie spóźniamy się do pracy, nigdy nie zapominamy o dziecku w sklepie i tak dalej? Wiem, że porównanie jest słabe, ale chodzi mi o to, ze co jest istotne to to, że próbujemy, a nie to czy nam to wychodzi, czy nie. Nie ma co załamywać rąk, życia się nie przeskoczy ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że moja wypowiedz nie uraziła Cię w żaden sposób, tylko troszkę rozświetliła Twoją ponurą perspektywę tracenia wiary w Kościół i ludzi.
Pozdrawiam,
gabibooknerd.blogspot.com
Powodem niesmaku nie jest dla mnie fakt, że ksiądz jest istotą seksualną. Skoro jest człowiekiem, to naturalnym dla niego jest odczuwanie popędu seksualnego. Niesmaczne jest dla mnie natomiast to, że księża dają się tej swojej seksualności "pochłonąć", popadają w seksoholizm czy też biorą udział w orgiach. I o ile jestem w stanie zrozumieć, że ludzie lubią np. seks grupowy (taki, gdzie wszyscy członkowie "zabawy" się na niego godzą), o tyle nie mieści się w mojej percepcji "dobra" wizja rzeczywistości, w której ksiądz, zdecydowawszy się wcześniej świadomie na śluby czystości, spędza weekendy, szwędając się nago po klubach i spółkując z kim popadnie. Dla mnie taka hipokryzja nie jest godna poszanowania czy nawet zrozumienia. I tak jak zaznaczyłam w dalszej części recenzji, szanuję tych, którzy mieli odwagę przyznać się do swojej słabości i odejść z Kościoła.
OdpowiedzUsuńTwoja wypowiedź ani trochę mnie nie uraziła, jestem otwarta na wszelkiego rodzaju dyskusje. :)
Pozdrawiam!
A, rozumiem, czyli chodzi Ci aż o taką przesadę. No to zgadzam się całkowicie, niemniej jednak są to skrajne przypadki i nie sądzę, żeby było się czym martwić :D
OdpowiedzUsuń