Wygląda na to, że musimy się pogodzić z nadejściem sweater weather. Nie wiem jak na Was, na mnie początek jesieni działa nostalgicznie, nawet lekko depresyjnie. Żeby nie dać się pożreć chandrze, zdecydowałam sięgnąć po coś lekkiego, optymistycznego i - być może - inspirującego do działania na rzecz lepszego, przyjemniejszego życia.
Na początek ustalmy jedno - nie, nie czytam poradników. Z książką Joanny Glogazy było tak, że nigdy nie zdecydowałabym się na jej lekturę, gdyby nie to, że od lat śledzę jej bloga i lubię jej pióro. Otwierając "Slow life" nie spodziewałam się więc życiowej rewolucji, ale pomyślałam jednak, że lektura tego poradnika może mi się jakoś przydać, bo co jak co, ale mojego życia zdecydowanie nie mogę określić mianem "slow".
Co to tak naprawdę jest "slow life"? To wcale nie "powolne życie", jak tłumaczy Glogaza, a życie we własnym tempie. Takie, w którym znajdujemy czas na pielęgnowanie swoich relacji z rodziną i przyjaciółmi, ale i z samym sobą. Takie, w którym rozsądnie planujemy nasze obowiązki, ale i czas wolny. Chciałabym takie mieć.
Choć wiele aspektów opisanych w "Slow Life" to rzeczy, do których możemy dojść bez pomocy żadnego poradnika (sama Glogaza to podkreśla), to jednak lektura w miły sposób podsumowuje "slow" podejście do życia, proponuje wiele pomysłów na mądre wykorzystanie swojego czasu i - muszę przyznać - koniec końców okazuje się naprawdę inspirująca! Plusem książki jest z pewnością sympatyczny, przyjacielski, gawędziarski styl pisania Joanny Glogazy - nic dodać, nic ując. Człowiek sobie czyta i nie myśli, że ktoś narzuca mu swoje zdanie czy obiecuje cud. To po prostu zbiór przemyśleń i rad płynących z kilku lat wnikliwej obserwacji siebie.
Z tym slow mam zawsze kłopot ;)
OdpowiedzUsuńTo w takim razie polecam lekturę! :D
OdpowiedzUsuń