"Dwie ciężko ranne osoby zostają przywiezione do izby przyjęć szpitala Sahlgrenska w Goeteborgu. Jedną z nich jest Lisbeth Salander, poszukiwana listem gończym i podejrzana o podwójne morderstwo. Jest w ciężkim stanie, ma ranę postrzałową głowy, musi natychmiast być operowana. Druga osoba to Alexander Zalachenko, starszy mężczyzna, któremu Salander zadała cios siekierą."
/Wydawnictwo Czarna Owca/
WISIENKA NA TORCIE
Doskonale pamiętam jedną z lekcji w moim liceum (kiedy to było, haha!), w trakcie której polonistka pokazała nam drugi tom Millennium i powiedziała, żebyśmy nigdy w życiu nie sięgali po tę książkę. Zapewniła nas, że jest to chłam pokazujący najgorsze upodlenie kobiety i lektura na jeden wieczór. Do teraz zastanwiam się, czy ta kobieta robiła sobie z nas żarty.
"Zamek z piasku, który runął" to ostatnia książka autorstwa Stiega Larssona i w pewnym sensie także zakończenie trylogii Millennium (Co prawda cykl doczekał się kontynuacji, ale jest dziełem innego pisarza), co dla wielu fanów serii jest ciosem prosto w serce. Tutaj rozwikłają się ostatnie zagadki, które Larsson przez prawie 800 stron rozpisuje, tworząc niesamowicie wciągającą i barwną opowieść sensacyjną. Dla mnie, w odróżnieniu od mojej polonistki, nie była to lektura na jeden wieczór z racji gabarytów, ale uznam to jedynie za plus - autor serwuje nam historię pełną detali, które pozwalają naprawdę zagłębić się w wydarzenia i zżyć się z bohaterami.
Myślę, że tych, którzy zaczęli czytać Millennium, nie trzeba specjalnie zachęcać do sięgnięcia po kolejne części. Niemniej jednak, gdyby ktoś takiej zachęty potrzebował, ja chętnie nią służę. "Zamek z piasku (...)" klimatem różni się znacznie od pierwszej części cyklu. Nie mamy tu do czynienia z mroczną, wywołującą ciarki na skórze tajemnicą, a ze skandalem politycznym na skalę, jakiej Szwecja do tej pory nie doświadczyła. Sprawa przestaje dotyczyć jednostki, a staje się interesem całego państwa, ponieważ na jaw zaczynają wychodzić zgrzyty w służbie bezpieczeństwa. Afera angażuje policję i dziennikarzy, którzy próbują za wszelką cenę zdemaskować tych, którzy postępują wbrew konstytucji.
Larsson udowadnia po raz kolejny, że jest mistrzem intryg. Poza tym, świetnie kreuje swoich bohaterów. Postaci są złożone, zbudowane z krwi i kości. Mikael Blomkvist, jeden z głównych bohaterów, to wredny dziennikarz, który nie powstrzyma się przed niczym, żeby dążyć do ujawnienia prawdy. Jest genialny w swoim fachu, ale gorzej idzie mu w życiu prywatnym, jako że nie potrafi zaangażować się w związek, traktując kobiety jako przygody, a nie materiał na dłuższą relację (przy tym jednak nie można mu odmówić szacunku do płci pięknej). Po męskiej stronie barykady znajduje się też cała masa czarnych charakterów, brutalnych typów, ale i zakompleksionych nieudaczników czy niezbyt lotnych policjantów. Poza plejadą ciekawych męskich postaci, u Larssona niezwykle ważne są kobiety. Czapki z głów dla autora za skonstruowanie tak wielu silnych i niezależnych postaci kobiecych. Jedną z nich jest Erika Berger, która w tej części bardziej niż dotychczas udowadnia, jak twardą ma rękę w pracy i jak wiele potrafi przejść. Dodatkowo w grze pojawia się Monika Figuerola, niezwykle wysportowana, silna i mądra, przewyższająca niejednego mężczyznę zarówno fizycznie, jak i intelektualnie. Oczywiście największą rolę odgrywa tu i tak Lisbeth Salander, kultowa postać serii Millennium. Lisbeth konsekwentnie przeczy wszystkim kobiecym sterotypom, i choć ma metr pięćdziesiąt i figurę małej dziewczynki, jest silniejsza niż niejeden umięśniony łotr i bez zmian figuruje na samym szczycie moich ulubionych postaci literackich.
Moja polonistka stwierdziła, że cykl Larssona to gorsza kategoria literatury i ucieleśnienie poniżenia kobiety. Moje wrażenie po przeczytaniu trzech części jest wręcz przeciwnieństwem tego osądu. Nigdy wcześniej nie trafiłam na książkę, w której autor tak bardzo potępiłby mężczyzn za ich nienawiść wobec kobiet, poniżanie i wykorzystywanie seksualne, jednocześnie tak wyraźnie podkreślając ile niezależnych i silnych kobiet jest na świecie. Jedyny wniosek, który mogę wyciągnąć z tej wątpliwej rekomendacji mojej nauczycielki jest taki, że chciała wykorzystać metodę na zakazany owoc. Na mnie "Nie czytajcie tego pod żadnym pozorem!" zadziałało błyskawicznie. Przeczytałam, połknęłam wręcz i nie żałuję.
Wszyscy już rozpaczali nad tym, jaka to szkoda, że na "Zamku z piasku (...)" kończy się Millennium. Porozpaczam także ja. Niemniej, na półce już czeka na swoją kolej "Co nas nie zabije", czyli kontynuacja cyklu autorstwa Davida Lagercrantza. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Mnie kontynuacja odpowiada, chociaż to już nie Larsson.
OdpowiedzUsuńOd wielu osób słyszę, że Lagercrantz trzyma dobry poziom. Nie mogę się doczekać, aż sama przetestuję. :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło wspominam tę trylogię, narobiłaś mi jeszcze na nią ochoty. :) I wówczas trzeba by i po kontynuację sięgnąć.
OdpowiedzUsuńDziwię się aż tak negatywnej rekomendacji nauczycielki. Wszak to nie "Zmierzch", a poziom jest naprawdę dobry.
Ja muszę przyznać, że detali z pierwszej i drugiej części już nie pamiętam za bardzo, więc miałam spory dylemat, czy zabierać się za trzecią, ale powrót do dwóch pierwszych cegieł zająłby mi dużo czasu. Może kiedyś, na starość sobie przeczytam jeszcze raz. ;)
OdpowiedzUsuńJa też nie wiem, co też tę polonistkę gryzło! Dziwna kobieta. ;)