Autorka: Kerstin Gier
Tytuł: Czerwień rubinu
Tytuł oryginału: Rubinrot
Seria: Trylogia czasu, tom pierwszy
Wydawnictwo: Literacki Egmont, Warszawa 2011
Przekład: Agata Janiszewska
Liczba stron: 344
Dedykacja:
"Dla łosia, delfina i sowy, które tak wiernie towarzyszyły mi podczas pisania i dla pewnego małego czerwonego piętrowego autobusu, który przyniósł mi szczęście dokładnie we właściwym czasie".
Pierwsze zdanie:
"Dziewczyna osunęła się na kolana i wybuchnęła płaczem".
Nota wydawcy:
"Gwendolyn ma szesnaście lat, dwoje rodzeństwa, oddaną przyjaciółkę w klasie i lekko dziwaczną rodzinę. Z dnia na dzień dowiaduje się, że jest obdarzona genem podróży w czasie. Drugim podróżnikiem jest niejaki Gideon - bezczelny, arogancki, choć bosko przystojny młodzian, który tajną misję najchętniej zachowałby wyłącznie dla siebie. Ale bez Gwendolyn nie uda mu się misji wypełnić... Podróże w czasie, niebezpieczeństwa czyhające w najmniej spodziewanym momencie, miłość, która nie zna granic czasu... (...)".
Moja recenzja:
Do niedawna uparcie twierdziłam, że wyrosłam już na dobre z typowej literatury młodzieżowej i chcąc, nie chcąc, powinnam się z nią raz na zawsze pożegnać (robiąc drobne wyjątki dla pozycji obowiązkowych). Właściwie udawało mi się trwać w tym postanowieniu przez całkiem długi czas, jednak mój czytelniczy światopogląd został zachwiany w momencie, gdy na bibliotecznej półce dostrzegłam trzy pięknie wydane tomy "Trylogii czasu", o której naczytałam się na wszelakich blogach mnóstwo pochlebnych opinii. Niewiele się zastanawiając, mruknęłam w myślach "A co mi tam!" i z trzema książkami pod pachą wróciłam do domu, pełna wiary w to, iż okażą się one warte mojego czasu i, co ważne, złamanego postanowienia. Ale wychodzi na to, że albo jestem jakaś inna, albo naprawdę wyrosłam z takich książek.
Kerstin Gier, niemiecka pisarka, postanowiła akcję swoich powieści obsadzić wbrew pozorom nie w Niemczech, a we współczesnym Londynie. Główna bohaterka, Gwendolyn, to przeciętna nastolatka (schemat?), jedyne, co ją wyróżnia, to fakt, że należy ona do dość specyficznej rodziny z tradycjami. Mieszka w dużej posiadłości wraz z mamą i rodzeństwem oraz z babką, ciotką i kuzynką Charlottą, która rzekomo jest kolejną kobietą w linii podróżniczek w czasie. Od najmłodszych lat Charlotta jest szkolona, by w przyszłości łatwiej mogła odnajdywać się we wszystkich realiach, jakie cechowały minione lata. Wreszcie nadchodzi ten dzień, kiedy dziewczyna zaczyna odczuwać charakterystyczne objawy zwiastujące pierwszą podróż w czasie. Dookoła wybucha podniecenie i nerwowe wyczekiwanie, jednak... czas mija, a nie dzieje się nic. I wtedy właśnie niepozorna Gwendolyn wychodzi do sklepu, by kupić cukierki dla swojej ciotki, a po chwili spostrzega, że przeniosła się w czasie.
Początek powieści czyta się całkiem przyjemnie. Narratorką jest szesnastoletnia Gwen - to z jej perspektywy poznajemy wszystkie wydarzenia. Łatwo więc stwierdzić, że książka nie grzeszy kwiecistym stylem - język jest prosty, odpowiedni dla młodego odbiorcy, nie ma w nim nic charakterystycznego. Jednak im dalej w las, tym bardziej wychodzi na jaw przewidywalność tej historii. Rzekomo arogancki Gideon, podróżnik w czasie o trzy lata starszy od głównej bohaterki, kreowany jest początkowo na nieprzyjemnego typa, którego Gwen nigdy nie polubi, prędko jednak staje się jasne jak słońce, że ci dwoje lada chwila staną się parą. W ich szczeniackich przekomarzaniach nie ma niczego oryginalnego ani zaskakującego. Zresztą można by tak określić całą fabułę: na 300 stronach nie wydarzyło się prawie nic naprawdę wciągającego.
"Czerwień rubinu" to właściwie dopiero wprowadzenie do całej trylogii, w której, jak sądzę, każdy tom odpowiada kolejno prologowi, rozwinięciu i zakończeniu. Przez ten zabieg pierwsza część jest trochę monotonna - mniej więcej od połowy książki musiałam zmuszać się do przewracania następnych kartek. Jestem wobec tego rozczarowana - nie zauważyłam w tej powieści ani szczególnie zabawnych momentów (z wyjątkiem kilku scen, które mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki), nie porwała mnie także historia miłosna. Same podróże w czasie zostały opisane znośnie, choć nadal nie z odpowiednim rozmachem. Co do głównej bohaterki - irytowała mnie chwilami swoją ograniczoną wiedzą; poza tym, była znośna, nie wybiła się jednak ponad przeciętną.
Mam jeszcze nadzieję, że kolejny tom - "Błękit szafiru" - okaże się ciekawszą lekturą od swojej poprzedniczki. Bo, jak widać, piękna okładka i ogromny napis "BESTSELLER", to jeszcze nie wszystko.
Ocena: 3+/6
Widziałam sporo pozytywnych recenzji tej serii, dlatego chciałabym ją wypróbować mimo, że powinnam przechodzić odwyk, od książek stricte młodzieżowych.
OdpowiedzUsuńJa też generalnie po młodzieżówki już nie sięgam, ale jeśli książka mnie zaciekawi robię wyjątki. :) Na ten cykl początkowo w ogóle nie miałam ochoty, bo to fantastyka, której nie lubię. Ale liczne dobre opinie w blogosferze robią swoje. Twoja jest jedną z niewielu niskich ocen i troszkę studzi mój zapał... Mimo wszystko chyba jednak sama sięgnę i przeczytam, aby wyrobić sobie o piórze pani Gier własne zdanie.
OdpowiedzUsuńOoo... Recenzja raczej nie zachęca.
OdpowiedzUsuńChyba i tak ją przeczytam;)
Pozdrawiam!
Ja mimo wszystko po nią sięgnę. Widziałam wiele pozytywnych recenzji, więc sama chyba spróbuję (:
OdpowiedzUsuńMam w planach tę trylogię. :)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałbym przeczytać tę trylogię. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, rewelacji nie było, a spodziewałam się czegoś o wiele lepszego, ale sięgnę po drugą część tylko z ciekawości.
OdpowiedzUsuńNie raczej nie.
OdpowiedzUsuńMi książka się podobała. Miłe, niezobowiązujące czytadło ;)
OdpowiedzUsuń